25 paź 2013

Sorrow



I believe in feelings we are
too small to know, and too small to guess,
and in the soul, which has blue and yellow colors.
Sometimes I believe we have more
chances to use, and more lives to experience,
and that our sleep is similar to death.

I believe that stars shine for us and
the moon has influence over crazy people.
I believe in imagination more powerful than
cold, heat, discomfort, depression and sadness.

I don’t believe I’m a genius,
I don’t believe you will change the world,
because there are too many people to fix.
I believe in destruction and damage,
and that bad people will be multiplying
to the end of the world which, I believe
will never end.
I believe in silence.

I don’t believe in coffee, but
I do believe in music
in the morning, and hot evenings
with my girlfriend. I believe in
smiles, roses, kisses, hugs,
holding hands and poems.
I believe in love for ever.

Do you?






Ode to Heike

They said you’re a little crazy
with your skin almost
as white as a wall,
black hair which reminds
everyone of scary ravens,
and your dark clothes and
bags under your eyes.
They said they don’t like you.
And then, I knew
I had to meet you.

So I did.

I was watching your moves,
and almost praying to your eyes.
Kissing your pale cheeks,
and playing with your hair
longer than mine.
I fell in love with
your sarcastic tone,
which everyone hates
because you’re just honest,
and with your black
sense of humor,
which no one could
ever understand but me.
I was crying all three hours
in a bus when I’d left you,
and screaming loudly even
when about ten pairs of eyes
were staring at me.
I didn’t care, I just loved you
and the whole world
could see me crying
and biting my pillow!

All I wanted, was to see
your white face powder
spilled on the sink again.


16 lip 2013

dwa



dziecko zeschło cicho


jutro będzie dziecko
nie będzie
i będzie matka
niematka
i ojciec
nieojciec

( CICHO! )


            I KRZYYYYKKKK!

i wszyscy zostaną
ze śmiercią
w brzuchach

dłoniach i głowach!


i wszyscy zostaną
tym samym
czym byli
zanim pojawiła się nadzieja

wierzyli w cud
ktoś ich oszukał
zwabił połaskotał

i nic!


nadzieja w zarodku zeschła
skazując oszukanych
na śmierć
z rozpaczy

( proszę… bądź cicho )!

 

 

 

 

 

13 lip 2013

raz



o tym czego się boisz człowieczku 


nie wolno niczego wiedzieć
nie wolno być świadomym
nie wolno pytać
nie wolno myśleć
w ogóle !

to grozi śmiercią
ostateczną i nagłą

na linie pod pociągiem w wodzie z nożem w żyle 



30 maj 2013

CIAŁO ELIF



Rżnę swoje ciało! Rozpierdalam je całe! Zębami wyrywam sobie mięso, własne ohydne mięso! Smakuje cudownie! Metalowa krew w szklanej buteleczce po perfumach. Zrobiłam to dla ciebie. Wylałam swoją krew, byś mogła nosić ją na szyi. Tak bardzo cię kocham, a ty jesteś daleko. Kochaj mnie, i miej blisko przy sercu. Jestem w środku, w małej buteleczce po perfumach. Zrobiłam to dla ciebie.
Obsesja narastała. Elif leżała na podłodze swojego mieszkania, całkiem nieprzytomna. Jej twarz umazana była krwią. W zębach trzymała jeszcze kawałek swojej skóry, oczy miała otwarte.
Ciało z każdą minutą stawało się zimniejsze, bledsze i piękniejsze. Dziwka zmieniła się w hrabinę, o cerze białej jak śnieżny puch, oczach wspanialszych od księżyca, dłoniach delikatnych i smukłych. Pierwszy raz byłaby z siebie zadowolona, gdyby tylko mogła się wtedy zobaczyć. Lecz widziałaby także brakujące mięso i wiedziałaby, że sama je wyrwała, sama pożarła i żadne inne jedzenie nie smakowało jej bardziej. Nic nie mogło zastąpić najbliższego jej ciała, nic nie mogło zastąpić własnego ciała.
W drzwiach słychać było przekręcany przez kogoś klucz. Mężczyzna wszedł do przedpokoju, rozejrzał się i stwierdził, że w domu nikogo nie ma. Zapalił światło. Na jego twarzy widać było zmęczenie. Wyglądał źle, jakby nie spał przynajmniej od kilku dni. Jego włosy były zmierzwione, oczy przymrużone. Kulił się. Zdjął skórzaną kurtę, rzucił nią o ziemię i przeszedł do salonu. Jego zmęczonym oczom ukazał się widok, którego od dawna wyczekiwał. Niewzruszony usiadł na kanapie, nogami lekko dotykając ciała Elif. Wziął do ręki pilota, po czym włączył telewizor. Szybko przełączał kanały. Zatrzymał się dopiero wtedy, gdy na ekranie pojawił się szary migający obraz. Siedział i wpatrywał się w niego. Czasem tylko, jego wzrok schodził niżej, błądził po podłodze, po ciele, zaschniętej krwi, a potem wracał i patrzył na wielkie, puste pudło, jakby czekał na objawienie, znak, czyjąś pomoc.
Po paru godzinach wstał. Położył się na niej. Przykrył całe ciało Elif swoim własnym. Był ciężki, pachniał nieprzyjemnym potem, ale ona już tego nie czuła. Za życia nienawidziła, gdy przychodził do domu śmierdzący. Za każdym razem, kiedy chciał się do niej przytulić, kazała mu się wykąpać, a gdy już to zrobił, mogła się z nim kochać.
Po chwili Dan wstał. Podniósł zimne ciało swojej kochanki i przeniósł ją z trudem do jadalni. Był wyczerpany. Posadził Elif na jednym z krzeseł. Jej ręce położył na stole, złożone jak do modlitwy, oparł o nie głowę dziewczyny i podszedł do kuchennej szafki. Wyciągnął z niej aparat fotograficzny. Przeszedł się dookoła stołu szukając idealnego miejsca, a gdy tylko je znalazł, podniósł aparat i się uśmiechnął. Robił jedno zdjęcie za drugim. Nie przestawał nawet wtedy, gdy głowa dziewczyny obsunęła się lekko w prawo. Poczuł wtedy nieopisane szczęście. Tak jakby Elif jeszcze żyła i sama ruszyła swoją głową. Obraz jaki widział, był spełnieniem jego marzeń.
Martwota. Blada, bezbronna piękność w jego posiadaniu.

Po kilku minutach zakończył sesję i podszedł do komputera leżącego na małym, drewnianym stoliku w salonie. Popatrzył jeszcze raz na podłogę umazaną krwią, a potem na dziewczynę, którą pozostawił przy stole. Odpalił komputer po czym zgrał na niego zdjęcia z aparatu. Przyglądał im się z wielką uwagą. Nagle, jedno zdjęcie szczególnie przyciągnęło jego wzrok. Była to pierwsza fotografia, zanim głowa dziewczyny opadła na prawą stronę. Widać było, że na szyi Elif znajdowała się zagojona blizna. „Po pierwszym zdjęciu opuściła głowę”- Dan zastanawiał się po cichu.- „Chciała ukryć tą bliznę?”- intrygowała go owa myśl. Odszedł od monitora i powędrował w stronę martwej Elif.
- Chciałaś ukryć tą bliznę?- zapytał, ale nie usłyszał odpowiedzi. Nie oczekiwał tego zresztą. Lubił zwyczajnie wypowiadać swoje myśli głośno, nawet, gdy nikt nie mógł udzielić mu odpowiedzi.- Zobaczmy- powiedział i podniósł głowę dziewczyny do góry.- Widzę, że nie jest to stara blizna. Może dwu tygodniowa?- zastanawiał się.
Nagle, coś naszło go by poruszać głową dziewczyny. Zaczął nią kręcić na wszystkie możliwe strony. I wtedy jego oczom ukazało się coś niesamowitego. Blizna na szyi jego zmarłej kochanki zaczęła pękać, a raczej coś ostrego przebijało się przez nią. Dan wstrzymał się na chwilę. Dotknął blizny i poczuł ukłucie.
- Co ty tam schowałaś?- zapytał i uśmiechnął się. Poruszał jej głową jeszcze trochę, aż tajemniczy przedmiot wysunął się na tyle, by można było złapać go i wyjąć z szyi. Dan był zdumiony. Dziewczyna schowała sobie w ciele metalową płytkę z napisem: „ Zjedz mnie. Szuflada.”
- Mam poszukać w szufladzie?- Chłopak wziął płytkę i udał się do ich sypialni. Okna były zasłonięte, panowała tam ciemność, więc zapalił światło. Na podłodze widoczne były ślady krwi. Podszedł do komody i otwierał jedną szufladę po drugiej. Trzecia szuflada była tą, której szukał. Na dnie leżał talerz z ich nowego zestawu oraz nóż i widelec. Na talerzu widniał napis: „Do dzieła. Szafa.”
- Teraz mam szukać w szafie.- Dan czuł się jak w transie. Chodził tam gdzie mu kazano, dostawał przedziwne wskazówki, które powinny napawać go grozą, a zamiast tego bawiły niesamowicie, jakby nie zorientował się jeszcze, że jego ukochana nie żyje, a jemu dane jest po niej sprzątnąć.
Podążył w stronę szafy. Otworzył ją i zobaczył, że nie ma tam niczego. Poczuł zawód. Oczekiwał zobaczyć coś niespodziewanego i interesującego. Zanim jednak zamknął drzwiczki, jego oczom ukazała się mała, biała karteczka wielkości wizytówki. Podniósł ją z zainteresowaniem, a tam widniał krótki wierszyk:

„zjedz mnie
zacznij od stopy
potem idź w górę
niech nogi będą śniadaniem
uda po kilku godzinach
żebyś się nie przemęczał
tak na raz
zjedz mój brzuch i plecy
po południu
w ramach obiadu
na kolację zostaw szyję
potem się prześpij
głowę zostaw na rano
bym mogła spędzić z tobą
tą ostatnią noc chociaż w kawałku
a gdy już wstaniesz
wyspany
weźmiesz do ręki swój nóż
ten z grawerunkiem
i powoli zjesz mnie do końca
lecz wcześniej z głowy wyciągniesz oczy
postawisz obok
bym mogła patrzeć
i widzieć twój zachwyt

teraz jesteśmy jednym ciałem
razem na zawsze
kochanie”




23 kwi 2013

PODAJ MI NÓŻ



Rozlane serce spłynęło w dół, do stóp. I wtedy stopy były najważniejsze, i wtedy stopy mogły kochać. Błąd! Rozlany mózg, wydrzyj mi mózg! Rozlany mózg spłynął do członka i już na zawsze tylko on mógł kochać.
Rozkochał w sobie damę, białą niczym śnieg. Kochał ją długo i tylko w jej wnętrzu był. Nadeszły czasy, gdy niespodziewanie, dama i członek spotkali pannę niezwykłą i piękną. Panna ta dotąd miłość konsumowała jedynie z kobietami. Lecz nasza para marzyła o niej od dawna. Rozlany mózg spłynął do członka, a członek zatopił się w pannie, tak strasznie niespodziewanie.
Historia trójki ludzi, w jednym pokoju, przy jednej flaszce, na jednym łóżku i w jedynym dla nich trójkącie. „Imagine all the people living life in peace.” Nie ma ograniczeń. Płynne orientacje i osobowości. Wypalonych stos białych kartek z syfem w żołądku. Rzygaj czernią, rzygaj wspomnieniami droga panno. Kto nazwałby cię dziwką, skłamałby, a kto powiedziałby, że nią nie jesteś, musiałby śmiać się sam z siebie. Takie sprzeczności w tobie siedzą, takie sprzeczności siedzą w ludziach. Raz niepozorna, raz świat mogłabyś zgwałcić, nie patrząc czy kocha on członkiem, czy może zbity ma mózg, zbite ma serce w jednym kawałku, zamrożone i świadome. Chwilę po tym śmiejesz się z siebie, bo sama nie wierzysz w takie rozchwiania swych pragnień. Może nie pragniesz? Może dzieje się po prostu?


Ω


Mała dziewczynka do snu ułożyć się miała. Noc zapadła już dawno, księżyc stał na wysokości zadania. Elsie powoli zmrużyła powieki i oddała się bladej nocy.

- Mamusiu, opowiem ci – powiedziała. – Śnił mi się raj. Niezwykle piękny.

„Chrzęst zardzewiałej, brunatno – czarnej furtki obił się o uszy Elsie. Dziewczyna rozejrzała się po okolicy i ze zdziwienia zadała sobie pytanie, co właściwie robi w takim miejscu? Wszędzie było pusto. Wysokie budynki nie pozwalały słońcu przebić się przez ich spiczaste, czerwone dachy, przez co pomiędzy sznurami kamienic ulica wydawała się chłodna i smutna. Cała okolica sprawiała wrażenie martwej, brudnej i zepsutej. Nawet ziemia, czarna niczym węgiel, nie rodziła żadnej roślinności.
Elsie zebrała myśli i spojrzała ponownie na furtkę, na której zawisła jej blada, brudna od smaru i kurzu dłoń. Dziewczyna popchnęła furtkę, a ta z piskiem otworzyła się na oścież. Elsie wkroczyła powoli na podwórko jednej z kamienic. Po lewej ujrzała jakby tunel w środku budynku. Prowadził on na drugą stronę, gdzie znajdowało się kolejne podwórko. Jednak różniło się ono od pierwszego, gdyż było porośnięte bujną roślinnością. Na początku Elsie tego nie zauważyła, ale owa roślinność była zupełnie inna od tej, którą widywała na co dzień. Po przejściu przez tunel znalazła się w lesie podobnym do lasów tropikalnych. Nigdy wcześniej nie widziała nic piękniejszego. Jej małe oczka otworzyły się natychmiast na widok pięknych drzew. Dziewczyna zamarła w bezruchu obserwując bacznie ptaki przemieszczające się z jednego drzewa na drugie. Po chwili poczuła, że powinna przyjrzeć się okolicy dokładniej. Zbliżyła się do gęstych krzaków, poczym zaczęła się przez nie przedzierać. Słońce świeciło prosto na jej twarz, ale Elsie była zbyt zachwycona niecodziennymi widokami, by denerwować się z powodu przeszkadzającego słońca. Po kilku minutach znalazła się na brzegu jeziora. To co zobaczyła było tak niezwykłe, że w pierwszej chwili nie była w stanie porównać tego widoku z niczym innym. Dopiero po zastanowieniu się znalazła odpowiednie słowa, by móc to komuś opowiedzieć.
Nad jeziorem unosił się dywan piękna, dywan przepychu i rozkoszy. Falował lekko i kusił swoją doskonałością. „ Raj! Istny raj na latającym dywanie” – pomyślała Elsie.”


Ω


- Przez brzydotę do piękna – powiedziała sama do siebie. Jej nagie, idealnie białe ciało leżało bezwiednie na podłodze. Brudno – zielone oczy szkliły się na myśl o wspomnieniach dziecięcych marzeń sennych. Dziewczyna zerknęła szybko w stronę okna, przez które dojrzeć mogła jedynie samotną huśtawkę na małym placyku. Kiedyś bawiła się tam z Lisą. Lisa nie była zwykłą koleżanką poznaną na placu zabaw. Dziewczyna ta wyrosła na wspaniałą, mądrą i świadomą życia kobietę, którą Elsie darzyła wyjątkową sympatią. Wspólne przejażdżki konne, wiele lat po zabawach na placu, zbliżyły dziewczyny bardzo. Elsie zamknęła oczy. W jej głowie pojawiło się wspomnienie pewnej nocy, kiedy razem z Lisą postanowiły wybrać się nad staw i tam wykąpać nago w świetle księżyca. Elsie od dawna marzyła o tym, by jej koleżanka zgodziła się na taką „przygodę”. Lecz teraz wspomnienie to rodziło w niej wiele bólu. Kiedyś była inna, kiedyś nie poddawała się pierwszym lepszym pokusom. Zepsuła się? Niektórzy twierdzą wręcz przeciwnie, że w końcu odnalazła to, co w życiu ważne- spontaniczność i niezależność. Ale ona widziała to inaczej. Uzależniła się od spełniania swoich nagłych pragnień i zachcianek. Trójkąt, kto by pomyślał, że trójkąt? Mały tatuaż na kostce przyciągnął jej uwagę. Zrobiła go dawno. Miał być symbolem jej odmiennej orientacji, ale miał również przypominać o braku tolerancji na świecie. A teraz stał się dodatkowo symbolem jej nieprzemyślanego eksperymentu erotycznego.

Ω


Statek dobił do portu. Rozjuszone fale huczały w uszach wszystkich pasażerów. Elsie powoli zeszła na ląd. Przed nią toczył się ospale otyły mężczyzna w słomianym kapeluszu, z kolorową, damską torebką pod pachą. „Skąd on się urwał?” – pomyślała dziewczyna, poczym zaczęła rozglądać się w poszukiwaniu utęsknionej twarzy. Port zapełniony był po brzegi. Niecierpliwi turyści wyczekiwali na swoje rejsy, lub na towarzyszy podróży, popijając zimne piwo i zlizując, szybko roztapiające się, lody z patyków.  Dziewczyna, pochłonięta pięknymi widokami, na chwilę zapomniała po co właściwie przypłynęła do Katalonii, lecz gdy tylko ujrzała twarz Lisy, wiedziała dokładnie.
- Hej! – Krzyk dziewczyny wyrwał ją z zamyślenia.
- Lisa, jak dobrze w końcu cię zobaczyć! – Elsie podbiegła do przyjaciółki i mocno ją przytuliła. Włosy Lisy pachniały świeżością i czystością. Elsie miała wrażenie, jakby miłość jej życia nie zmieniła się wcale od ich ostatniego spotkania. Zawsze była perfekcyjna, zawsze była wiosną dla serca. Kiedy przychodziła, wszystko stawało się jasne i piękne. Jej oczy potrafiły przenieść Elsie do najpiękniejszych zakątków świata, nie! Tak naprawdę przenosiły ją do miejsca, które wyśniła będąc jeszcze małą dziewczynką. Do raju na latającym dywanie!
- Ciebie również kochana – odparła Lisa. – Muszę koniecznie przedstawić cię mojemu bratu. Nigdy go nie poznałaś, ponieważ jest ode mnie sporo starszy i już od dawna mieszka w Barcelonie.
- Z chęcią go poznam. – Elsie uśmiechnęła się szeroko. Lisa zaprowadziła ją do swojego domku położonego niedaleko portu.
- Henryk! Henryk, Elsie przyjechała! – wchodząc do domu Lisa krzyknęła głośno, by jej brat zszedł przywitać gościa.
- Już, już, momencik siostrzyczko. – Dał się słyszeć, dobiegający z góry, niski głos mężczyzny. Elsie od razu wyobraziła sobie Henryka jako mężczyznę po czterdziestce, z brodą i okularami na nosie. O niedbałym wyglądzie i posturze chudego, zmęczonego życiem człowieka. Wizerunek ten przyszedł jej do głowy odruchowo. Lecz gdy Henryk stanął na szczycie schodów, Elsie oniemiała. Przed jej oczami ukazał się mężczyzna o sylwetce sportowca, silne ramiona mogły z pewnością udźwignąć ciężary większe niż mężczyznę z damską torebką z portu, a twarz ogolona gładko zdradzała wiek nie większy niż trzydzieści pięć lat, co zdziwiło dziewczynę, gdyż Henryk był z pewnością dużo starszy.
- Witam naszego pięknego gościa. – Henryk uśmiechnął się w stronę Elsie. – Zapraszamy na herbatę – odparł i popędził w stronę salonu.
Dom powierzchniowo nie był duży, lecz to działało zdecydowanie na jego korzyść. Sprawiał dzięki temu wrażenie bardzo przytulnego i rodzinnego miejsca. Z holu łatwo można było przejść do salonu połączonego z kuchnią, które mieściły się po prawej stronie, natomiast na wprost drzwi wejściowych znajdowały się drewniane schody prowadzące na piętro. Elsie od razu zauważyła, że w salonie wisi piękny obraz Makowskiego, przedstawiający dzieci pod drogowskazem, jak zresztą głosił tytuł pracy. Dziewczyna znała upodobania malarskie swojej przyjaciółki. Wiedziała też, że ten obraz ma dla Lisy wyjątkowe znaczenie, gdyż jej zmarły dziadek spisał swój testament właśnie na odwrocie tego oto obrazu, a w testamencie zapisał swojej wnuczce dom, w którym właśnie się znajdowali. Dom ten powstał przy pomocy rąk zmarłego dziadka i jego ojca. Obaj pracowali ciężko przy budowie i pragnęli by kolejne pokolenia zawsze miały swoje własne miejsce na ziemi, miejsce rodzinne i ciepłe.
- Nie stój tak w holu – zawołała Lisa. Elsie ocknęła się i ruszyła za gospodarzami do salonu. Na małym, szklanym stoliku czekał już na nią dzbanek świeżo zaparzonej zielonej herbaty. Dziewczyna zajęła miejsce na kanapie. Usadowiła się wygodnie i upiła łyczek, jeszcze gorącego, napoju. Herbata miała nietypowy smak.
- Nie piłam jeszcze niczego podobnego – zauważyła dziewczyna.
- To zrozumiałe. – Uśmiechnął się Henryk. – Herbata z prażonym ryżem zwykle dziwi ludzi. – Tym razem zaśmiał się głośno. – A dla mnie osobiście jest najznakomitszą zieloną herbatą na globie.
- To prawda – przyznała Lisa. – Ta herbata ma w sobie coś niezwykłego. Bije od niej innością. Masz ochotę na jakąś przekąskę? – Zwróciła się do Elsie.
- Dziękuję, jadłam na statku.
- Moje drogie, wybaczcie, ale muszę was opuścić, gdyż w porcie czeka na mnie pewien znajomy, który prosił o przysługę. Widzimy się wieczorkiem – odparł Henryk, poczym wstał, pomachał do nich i ruszył do drzwi. Gdy wyszedł, Lisa usiadła obok przyjaciółki.
- Tęskniłam – powiedziała cicho. Elsie uśmiechnęła się do niej delikatnie i pocałowała jej pełne, różowe usta. Lisa odwzajemniła pocałunek, a jej ręce zatopiły się w krótkich, nastroszonych włosach przyjaciółki.
- Chcę cię mieć tylko dla siebie, maleńka. Choć za mną. – Lisa wstała, wzięła towarzyszkę za rękę i pociągnęła schodami na górę. Otworzyła drzwi do jednego z trzech pomieszczeń, w którym znajdowała się jej sypialnia.
Zbity mózg zakochał się w pannie, przyjaciółce z dzieciństwa. Dwie damy w jednej sypialni. Czy można kochać lepiej? Nie kochają się ich ciała niedoskonałe, kochają się ich dusze stare. Kochają się świadomie, nie popełniając błędów wynikających z popędu. Bo zbity mózg nie spłynie w dół.

Ludzie wielcy cierpią katusze na świecie, bo świat ten jest dla nich zbyt mały. Ciasno im strasznie, woleliby żyć sami. Zbyt wiele też wiedzą, by udawać szczęśliwych, a tym bardziej być takimi. Słońce przyświeca głupcom, wielcy zdychają pod mostem, żywiąc się powietrzem i świeżym zapachem ziemi. Sami nie są cmentarzem padlin, umarłych bez winy stworzeń. Ochłapy mięsa cieszą jedynie prostaków, różowe zwierzęta jedzące swych braci, raz po raz krzycząc „Więcej!” Czego świnia nie zje? –  pytam. Wielcy zdychają samotnie, w cieniu pod mostem, a czasem na murze ktoś wspomni ich imię. Wielcy zdychają samotnie, nie prosząc różowych o nic.

- Podaj mi nó…- urwała na chwilę. – Ech, nie ważne. Zjem samym widelcem. 




11 lut 2013

Domek dla lalek



I

Laleczka stała na kominku. Dużymi, niebieskimi oczami wpatrywała się w otwarte przed sobą drzwi. Gdyby była żywa, pewnie zastanawiałaby się dlaczego właścicielka mieszkania zostawiła je otwarte? Może chciała aby ktoś zabrał lalkę? Ale dlaczego właścicielka miałaby tego chcieć? Przecież lala jest bardzo ładna. Każdy chciałby taką. Z pięknej porcelany, ubraną w kolorową suknię i kapelusz. Z bujnymi, brązowymi lokami na głowie. To naprawdę piękna ozdoba oraz wspaniała towarzyszka dla samotnych osób.
Gdy drzwi były otwarte, laleczka widziała kto przechodził koło mieszkania, kto zatrzymywał się, by popatrzeć co jest w środku, kto biegł, kto się przewracał. Gdyby żyła, pewnie byłaby uradowana.
Nagle, do drzwi mieszkania podeszła mała dziewczynka. Całkiem podobna do laleczki, ale nieco większa i z inną fryzurą. Włosy dziewczynki były krótkie, czarne i w lekkim nieładzie.

II

( z opowiadania dziewczynki )

Wszystko, zawsze i wszędzie jest takie duże. Tamtego dnia stałam na środku pustej ulicy. Z obu stron otaczały mnie wysokie, dwupiętrowe kamienice. Ludzie nagle gdzieś zniknęli. Po lewej stronie ujrzałam otwarte drzwiczki. Były dziwne, bo dużo mniejsze od wszystkich pozostałych. Wyglądały tak, jakby mówiły: „Zapraszamy do środka.” „Czemu nie?”- pomyślałam. Podeszłam do nich i rozejrzałam się uważnie. To takie zaskakujące. Wszystko w mieszkaniu było malutkie. Weszłam do środka. Sufit był na wyciągnięcie mojej ręki. Pokój skromnie urządzony. Po prawej stała malutka komoda z masywnego drewna, na środku znajdował się dywan pokrywający większą część starej, ale utrzymanej w czystości, podłogi. Na dywanie stała kanapa i dwa fotele z brązowej skóry, a przed nimi kominek. Najbardziej rzuciła mi się w oczy maleńka, porcelanowa lalka stojąca na kominku. Podeszłam do niej i przyjrzałam się jej z bliska. Nigdy nie miałam swojej własnej, porcelanowej lalki, a ta stała w mieszkaniu taka samotna i w dodatku pozostawiona całkowicie bez opieki. „Cóż za brak rozsądku”- pomyślałam. Oderwałam na chwilę wzrok od lalki i rozejrzałam się jeszcze raz po pokoju. Ściany były blade, a w oknach nie widniała żadna zasłona.
- To jest całe mieszkanie?- zapytałam sama siebie.- To bardzo małe pomieszczenie, w dodatku prawie nic tu nie ma.- Zastanawiałam się przez chwilę.- Właścicielka musi bardzo się nudzić.
- Witaj kochanie- usłyszałam głos zza siebie. Odwróciłam się i zobaczyłam starszą panią w żółtej sukni i pasującym kapeluszu. Kobieta schyliła się i weszła do domu.


III

( z opowiadania starszej pani )

- Co tu robisz kochana?- spytałam. Byłam zdziwiona obecnością tak małej istoty w moim domu. „Ma może z pięć lat”- pomyślałam.
- To pani mieszkanie?- zapytała dziewczynka.
- Tak, moje.- Maleństwo rozejrzało się.
- Drzwi były otwarte, całkiem otwarte- wytłumaczyła i zajęła miejsce na fotelu, a ja usiadłam na podłodze naprzeciwko niej.- Zostawiła je pani otwarte.
- Na to wygląda- odparłam. Przez chwilę siedziałyśmy w ciszy. „To dziecko jest interesujące”- pomyślałam.- Były otwarte, musiałam zapomnieć zamknąć- powiedziałam w końcu.- A dlaczego weszłaś?
- Nie chce mnie pani?- Zdziwiło mnie jej pytanie. Nawet się nad tym nie zastanawiałam.
- Jesteś moim gościem- wypaliłam.
- Jestem, faktycznie, ale nie zawsze chce się gości- zauważyła.
- To prawda- powiedziałam.- Ale ja ciebie chcę.
- To miłe- urwała na chwilę, po czym zapytała: - Czemu nie usiądzie pani na fotelu?
- Nie mieszczę się w nim- odpowiedziałam ze śmiechem.
- Więc cały czas siedzi pani na podłodze?- zdziwiła się.
- Owszem. Nie mam wyjścia.
- Może pani kupić sobie większy fotel- zauważyła.
- Nie mam pieniędzy, żeby to zrobić.
W tym samym momencie mocny podmuch wiatru zamknął z hukiem drzwi do mieszkania. Obie odwróciłyśmy się instynktownie w tamtą stronę.
- Oddam pani fotel z mojego pokoju- zaproponowała dziewczynka.
- Jesteś bardzo miła.- Uśmiechnęłam się do niej.- Ale nie mogę przyjąć tego prezentu. Twoja mamusia na pewno nie byłaby z tego zadowolona.
- Ależ mamusia nawet nie zauważy. Przyniosę go pani w nocy, tak cicho, jak tylko się da.- Patrzyłam na tą małą istotę i byłam pod ogromnym wrażeniem. Byłam dla niej obcą, prawdziwie obcą osobą, a ona chciała tak po prostu oddać mi swój fotel. Wiedziałam, że wyrośnie z niej naprawdę dobry człowiek.

 



IV

( z opowiadania dziewczynki )

- Pójdę już- powiedziałam.- Ale przyjdę jeszcze, obiecuję.
- Dobrze słoneczko, będę czekać- odparła staruszka.

Wstałam z fotela i skierowałam się w stronę drzwi. Pomachałam jeszcze kobiecie na pożegnanie, po czym wyszłam. „Musi być jej niewygodnie”- myślałam na głos.”- Bardzo niewygodnie. Przyniosę jej ten fotel.” Weszłam do swojego pokoju po siedemnastej. Musiałam poczekać aż mamusia zaśnie. Czas płynął bardzo wolno, ale o 23:11 nabrałam pewności, że mama już śpi. Słyszałam jej ciche pochrapywanie. Nałożyłam buciki, kurtkę i kapelusz. Otworzyłam drzwi mojego pokoju. Na korytarzu było bardzo ciemno, ale na szczęście droga do wyjścia była całkiem prosta. Podeszłam do fotela i zaczęłam pchać go w stronę drzwi wyjściowych. Sprawa nie była łatwa, fotel to ciężki mebel, ale udało się. Przemierzałam korytarz tak cicho, jak tylko umiałam. Przepchnęłam fotel przez drzwi i zamknęłam je, a klucze schowałam do lewej kieszeni kurtki. „Dobrze, teraz trzeba tylko zabrać go do staruszki”- pomyślałam i zaczęłam ponownie pchać mebel. Fotel całkowicie zasłaniał mi drogę, tak, że nie widziałam co mam przed sobą. Musiałam zatrzymywać się często, żeby się nie przewrócić. Byłam zmęczona, ale pchałam wytrwale. Nagle, natrafiłam na przeszkodę. Były to kamienne schody prowadzące w dół do parku. Zupełnie o nich zapomniałam. Niestety nie było innej drogi by dotrzeć do domu staruszki.
Stanęłam zrezygnowana, odeszłam mebel i oceniłam, że moje szanse na zniesienie go są znikome.


V

( z opowiadania starszej pani )

Wieczorem, a raczej późną nocą, wyszłam z mojego mieszkanka na spacer. Lubiłam spokój i ciszę, a nocna pora była idealna na odbycie przyjemnego spaceru po parku.
Nagle, stanęłam jak wryta. Obraz, który ujrzałam, zaskoczył mnie tak mocno, że przez pierwsze dziesięć, a może piętnaście minut, nie mogła się ruszyć. Na szczycie długich, kamiennych schodów stał ogromny, zielony fotel, a na nim spała mała dziewczynka. Od razu poznałam w niej mojego wcześniejszego gościa. „Obiecała mi fotel”- pomyślałam i uśmiechnęłam się szeroko.
 

VI

Fotel był za duży,
Dziewczynka za mała,
I choć staruszce obiecała,
Obietnicy nie dotrzymała.

Fotel był za duży,
Dziewczynka za mała,
I czy to maleństwa wina,
Że fotel się zatrzymał?
 



Zielony pokój Zielony pokój




Nikt by nie pomyślał, że w cywilizowanym świecie, w każdym większym miasteczku można znaleźć pewne niezwykłe miejsce. Wiedza o istnieniu danego miejsca dostępna jest nielicznym. Raczej tym wtajemniczonym. Bywają sekty, wspólnoty. Ach, tak naprawdę różne rzeczy bywają. Aż trudno spamiętać i trudno zrozumieć. Miejsce to jest niewielkie, pewnie nie większe od twojego salonu. Wejście do niego niestety niezwykle skomplikowane. Musiałbyś wsiąść do metra, o specjalnej godzinie, w wyznaczonym miejscu i dniu. Wsiadając nie zapomnij się rozejrzeć. Metro z założenia będzie puste. Lecz nie czuj się aż tak osamotniony, zawsze ktoś jednak prowadzi. Nie dojedziesz do następnego przystanku. Metro zatrzyma się dokładnie trzydzieści metrów od miejsca gdzie wysiadają normalni ludzie jadący do pracy czy do szkoły, a ty pamiętaj, do takowych się nie zaliczasz, skoro wsiadłeś do tego metra, o tej godzinie, w podanym miejscu i dniu. Jeśli wysiądziesz, a używam słowa „jeśli”, gdyż możesz przypadkiem zasnąć, a wtedy pojedziesz dalej, a więc jeśli wysiądziesz, będzie na ciebie czekał mężczyzna w garniturze. Przeprowadzi cię przez specjalne, metalowe drzwi. Potem po schodach w górę. Na górze staniesz przed kolejnymi drzwiami, za którymi znajduje się właśnie miejsce, do którego zmierzałeś.

Wziąłeś broń? A może ręcznik?

Jedni biorą to, drudzy to. Nie mi pozostało oceniać co lepsze. Zależy raczej od osobistych preferencji, potrzeb i planów na dalsze istnienie lub nie.

Wejdziesz do środka, znajdziesz się w ciemnym, zielonym pokoju z jednym, niewielkim oknem umiejscowionym bardzo wysoko na ścianie. Za oknem zobaczysz samotnie stojące drzewo, reszta zależy już od pory dnia oraz roku. W pomieszczeniu ujrzysz ludzi, będzie ich dużo. Zawsze jest dużo. Oni wszyscy przyjechali w ten sam sposób  co ty. Pamiętasz co to znaczy? Dobrze. Dalej. Przyjrzysz się im ze zwykłej ciekawości i dostrzeżesz dwie grupy. Pierwsi będą chodzić lub stać, ale nigdy nie usiądą. Będą energiczni i zamyśleni. W ich dłoniach da się zauważyć broń. Nie będzie to jeden rodzaj broni. Każdy może mieć co innego. Liczy się kreatywność, pomysł i poczucie humoru. Od pałek, przez sztylety, do karabinów i pistoletów. Postaraj się nie gapić na jednego osobnika dłużej niż trzy sekundy. Drudzy zajmować będą miejsca siedzące na ławce pod ścianą, naprzeciwko okna. Ich ręce pozostaną złożone, a oczy smutne. Najważniejsze jednak co zobaczysz w danym pomieszczeniu, to krzesło, a właściwie stary, zdobiony fotel z masywnego drewna. Będzie umieszczony w centrum pokoju. Chcesz wiedzieć co stanie się dalej?

Chłopiec wstanie z ławki. Pytasz który. Ten ładny, siedzący między grubą kobietą w fioletowej sukience, a  starszym mężczyzną z brodą Świętego Mikołaja. Popatrzysz na niego, ocenisz jego wiek na około dziewiętnaście lat.
Ale czekaj. Ty nadal nie wiesz do końca po co tu jesteś. Popatrz na dół. Nie, nie na podłogę. Popatrz na swoją dłoń. Widzisz? Twoje palce oplatają rękojeść pistoletu M9. Zaraz podejdziesz do ławki. Zaraz chłopiec usiądzie na fotelu. Skrzywi się, w jego oczach zobaczysz łzy, lecz nie spłyną one po policzkach. Chłopiec będzie trzymał się twardo.

Zwrócisz się w jego stronę. Podniesiesz pistolet i wycelujesz. Nastąpi strzał, chłopiec umrze, a krew pokryje podłogę i ściany. Nie zrobi to na tobie większego wrażenia. Opuścisz rękę, a następnie pomieszczenie. Nie zobaczysz dalszych wydarzeń. Wiem, nie interesują cię.

W kalendarzu odhaczysz pozycję: „11:30 egzekucja w Zielonym pokoju” a następnie odwiedzisz swoją ulubioną restaurację przy kościele i zjesz doskonale przyrządzoną wątróbkę.